czwartek, 18 listopada 2010

na dzisiaj chyba koniec. po krótkim zapłonie ten cały blogowy pomysł wydaje się być nie-do-rze-czno-ścią.
Dzisiaj wyszedłem pobiegać. Jak przychodzi co do czego najbardziej lubię to robić po zmroku, w deszczu czy też mżawce, lekko osnuty mgłą. Dzisiejsze warunki były ku temu idealne. Nie będziemy przechwalać się mizernym dystansem, najważniejsze jest to, że do domu wróciłem w lekko lepszym humorze. Zmęczenie fizyczne pomaga na egzystencjalne smutki.

dysputa w środę

Jak to w środę i co środę oddałem się intelektualnej drzemce w pokoju nr. 110 na pierwszym piętrze. Choć temat "Sztuczna inteligencja w prawie" wydawał się być ciekawy, dyskusja "postfaktyczna" zaczęła się toczyć z ociąganiem, topornie i marnie. Po przebrnięciu przez psychologiczny bełkot, matematyczno-informatyczne mądrości uwaga zwrócona została, ku bardziej interesującym aspektom stworzenia realnego komputerowego "sędziego". Ten oto twór miałby wspierać proces sądzenia poprzez analizę orzecznictwa, danych sprawy, katalogu koniecznych do uwzględnienia okoliczności itp... Ów pomysł wzbudził liczne kontrowersje i w przeważającej mierze nie został zaaprobowany. Jako, że siedziałem na tyle daleko, że mój niepewny głos ugrzęzłby gdzieś w połowie drogi pozwolę sobie na piśmie przywołać kilka myśli podczas dyskusji przeze mnie niewypowiedzianych:
Po pierwsze wydaje mi się, że nie można bronić instytucji sędziego, jako czynnika reprezentującego czynnik ludzki, bo wszelkie ku temu odwołania implikują niejako element współczucia, apatii czy też zrozumienia ze strony sędziego. Te cechy miałby czynić sędziego niejako bliższym zwyczajnym ludziom. Ze wszech miar być tak jednak nie może, już sam postulat obiektywizmu wymaga przecież by sędzia nie był stronniczy, w żaden sposób nie kierował się emocjami czy też uczuciami. Co więcej w praktyce Ci "ludzcy" (jak by to wielu chciało) sędziowie są zobowiązani w pierwszej mierze do zachowania się zgodnie z zasadami określonej procedury, za tą procedurą też się chowają, zasłaniając koniecznością postępowania zgodnego z formalnymi regułami.
Po drugie brak spójności w orzecznictwie powoduje, że wygranie czy też przegranie danej sprawy zdaje się być czasem kwestią przypadku. Orzeczenia sądów co do spraw bardzo zbliżonych różnią się niekiedy diametralnie. Biorąc pod uwagę patrzenie na prawo z perspektywy złego człowieka "bad man" interesować nas powinno przede wszystkim to jakie rozstrzygnięcie wyda w danej sprawie sąd. To przecież jest dla obywatela najważniejsze. "Sztuczna inteligencja" wydaje się dobrym rozwiązaniem problemu braku spójności sądowego orzecznictwa.

Nie byłem podczas tej dyskusji całkowitym optymistą, bo jednak gdzieś w głębi istnieje przeświadczenie, że wszelki formalizm nie zawsze da się pogodzić z funkcjonalizmem, a przede wszystkim o to nam w prawie chodzi.

Na koniec napiszę, że zawsze można pozostać sceptykiem, "konstruktywnym sceptykiem". Wybierając wersję łagodniejszą  zostać sceptykiem w stosunku do norm i twierdzić, że tak naprawdę o danym rozstrzygnięciu normy decydują w stopniu nieznacznym, zwrócić trzeba uwagę na aspekty społeczne, ekonomiczne, polityczne itd. - wydaje się, że wzięcie pod uwagę wszystkich takich kryteriów byłyby trudne dla osiągnięcia przez jakikolwiek system "sztucznej inteligencji".