środa, 30 marca 2011

zapiski z dziedzinca w Sorbonie vol 2

[Mam na sobie teatralne buty]

Mam na sobie teatralne buty
Buty teatralne
Pstrokate mapy półwyspu apenińskiego
Są ozdobą pomarańczowej ściany
Powieszone do góry nogami to chluba
Tej rdzennie włoskiej restauracji

Dwa płatki cytryny pływają swobodnie
W chudych kieliszkach do wina
Motyle czerwono-srebrne
Obsiadły kwiaty w smukłych szklanych wazonach
Apel strudel to rozkosz
Którą polecamy dziś gościom

Ileż jest dam o rysach
Porcelanowej lalki, duńskich
I niderlandzkich księżniczek
Przy poplamionych tartą obrusach
Cztery, pięć, sześć
A tylko jeden Paw królewski.

zapiski z dziedzinca w Sorbonie











Sonata

Przyszła ponownie i usiedli
Ponownie tam gdzie siedzieli
Poprzedniego dnia we wtorek
Dwa dni po niedzieli, nie byle jakiej

Zgodnie z żydowskim prawem
W ten pamiętny dzień początku
Tygodnia, gdzie poniedziałek
Jest zaledwie dniem następnym

Odwiedziły nas rdzenne ludy
Mieszkańców biblijnej Kenii,
Indii i Samarii, westchnienie
Na widok czarnych królów

Niezapowiedziana wizyta
Wniosła w nasze zmurszałe serca
Upadek cywilizacji i wybuch dzikości
Napełniła spokojem


Radosne słowo – bądź pozdrowiona
Szeptały nasze usta
W bezgłośnym podziwie
Ponad szmerem głosów

Bogate królestwa upadły
Szaty i złoto osiadły
Na dnie bezdennego morza
Przepadł tłum i boska chwała

Wydawało się, że płakała
Tamtego dnia lecz teraz
Musiało być to jedynie złudzenie
Krzesła odsunięto i zasunięto

Przy jesiennym słońcu
Wyblakłym od upływu czasu
Jej wypukłe i pełne oczy
Lśniły blaskiem bez śladu łez

Wpatrzone w jakiegoś mężczyznę
Siedzącego naprzeciw niej.
Bez zbędnych słów i niepotrzebnych gestów
Pili i jedli.

wtorek, 29 marca 2011

"Dawno temu był sobie chłopiec,który zawsze chciał więcej, niż miał, gdy wreszcie dorósł, zrozumiał, że cały czas miał wszystko, czego mógł zapragnąć". Miło Cię poznać Janie.

poniedziałek, 28 marca 2011

Mimika i pozawerbalna gestykulacja w tym wypadku jak nigdy wybiega o krok przed uzewnętrznienie myśli. Bardzo szczerzy i uczciwy filozof moralności aczkolwiek chociaż do końca pozostał wierny swoim przekonaniom nawet i on w latach młodości niemal (lub całkowicie ale chwilowo) uległ argumentacji dowodu ontologicznego na istnienie Boga. Opisuje to tak:
"Dokładnie pamiętam ów dzień. To było w 1894, szedłem sobie po Trinity Lane i nagle, w chwili olśnienia, pojąłem (lub wydawało mi się, że pojąłem): dowód ontologiczny jest prawdziwy! Poszedłem potem kupić puszkę tytoniu, wracając, podrzuciłem ją wysoko do góry, a złapawszy, wykrzyknąłem: A niech to. Ten dowód jest logiczny". Jak więc to olśnienie ma się do wypowiadanych poglądów "Przeanalizowałem cały arsenał argumentów przemawiających na rzecz istnienia Boga, i żaden z nich nie wydaje się być logicznie przekonywujący".
Nie wnikając głębiej w istotę i sens samego dowodu ontologicznego, który stwierdza w największym skrócie, że jeśli pomyślimy o istocie najdoskonalszej (Bóg), od której nic doskonalszego nie jesteśmy w stanie pomyśleć a następnie stwierdzimy, że istota nieistniejąca w prawdziwym świecie nie może być doskonała, to otrzymamy sprzeczność, która prowadzi do wniosku, że istota najdoskonalsza a więc Bóg musi istnieć.
Wydaję się, że sama kwestia doskonałości jest wielce subiektywna i w żadnym stopniu nie jest to obiektywne kryterium, a tam gdzie brak obiektywizmu zawsze należy pozostać sceptycznym, rzecz druga dlaczego istnienie miałoby być w jakikolwiek sposób doskonalsze od nieistnienia. Czy istotą istnienia jest doskonałość?

niedziela, 27 marca 2011

Wczorajsza piękna i klimatyczna prywatka, przez którą plus minus przewinęło się bodajże ok 300 osób zadziwiła mnie jednym zapadającym w pamięć estetycznym akcentem. Mianowicie oddając urynę do dość wysłużonego i z całą pewnością mającego "dosłownie dość" sedesu nasze zmysły wzroku koił wybitnie krakowski widok królewskiego zamku rozpościerający się tuż na przeciw. Toaleta z iście królewskim widokiem!
Zadaję sobie pytanie czy możliwe jest w kwestii czysto emocjonalnej i uczuciowej podpadnięcie w regressus ad infinitum. Jeśli okazałoby się, że taka ewentualność nie budzi żadnych logicznych zastrzeżeń, z całkowitą pewnością mogę stwierdzić, że w ów stan popadłem. Jakkolwiek świadomość ujęta na płaszczyźnie teoretyczno lingwistycznej, iż nie możemy się cofać w wyjaśnianiu jakiegoś zjawiska czy pojęcia bez końca nie wydaję się być przerażająca, bo i dlaczego, jednak w przełożeniu na praktyczną stronę ludzkiej uczuciowości i wrażliwości skutkuje bardzo nieprzyjemnymi konsekwnecjami...

sobota, 26 marca 2011


W obliczu paskudnej pogody rozwiązaniem całkowicie uzasadnionym wydaje się nadrobienie kulturalnych zaległości. Pierwszym i zapewne ostatnim (w moim wypadku) punktem lekcji będzie wizyta w MCK na arcyciekawej z perspektywy czysto teoretycznej wystawie My i Oni Zawiła historia odmienności.
Odmienność prezentowana jest tutaj w kontekście niezwykle szerokim z uwzględnieniem przemian społecznych, naukowych a przede wszystkim historycznych. I tak oto różne lecz w istocie swej tożsame odmienność będziemy mogli poznać na przykładach czysto biologicznych - Świnia z Landser, mitycznych, rasowo-kulturowych - Kobieta buszmeńska, i wielu innych. Cała ta odmienność wydaje się być uzasadniona, przede wszystkim ze względu na swoją namacalność i możliwość doświadczenia zmysłami, mnie jednak najbardziej fascynuje odmienność głęboko ukryta związana przede wszystkim z wrażliwością. Choć może się wydać, że w tym miejscu wybiegam o wiele ponad znaczenie tego słowa, pragnę zwrócić uwagę na odmienność z jaką borykają się poeci. Przytoczę tylko wypowiedź Bronisława Maja (poety i literaturoznawcy) który w niezwykle prosty a jednocześnie trafny sposób przedstawia wręcz kliniczną definicję Poety jako Innego. A więc poczytajcie i pomyślcie. Wizerunek poety jako Innego "(Artysta) to Inny. Wcześnie dane jest mu poznać, odczuć, wyraźnie uzmysłowić sobie swoją odrębność, wyobcowanie: inaczej postrzega świat, innymi drogami podąża jego wyobraźnia, odmienna jest jego wrażliwość" i dalej "Pojmuje też i to, że ma przed sobą dwie drogi: albo próbować zniszczyć w sobie tę inność, wydobyć się z niej. starać się być >jak wszyscy<; albo przeciwnie - pójść za jej głosem, kultywować ją i rozwijać ją w sobie, ze ślepym posłuszeństwem dla jej, zaledwie przeczuwanych nakazów. Wybiera - pełen jednocześnie rozpaczy i pychy - to drugie; przeczuwa bowiem, że to przekleństwo może być jego jedyną szansą". To zadziwiająca jak wielu z nas byłoby w stanie przyznać autorowi racje.

Sztuka negocjacji prawniczych kolejna pozycja do kolekcji prawniczego księgozbioru o tematyce filozoficzno teoretycznej. Zasadniczo co było łatwe do przewidzenia to tylko powtórzenie materii wykładów o tym samym tytule, które odbyły się na WPIA UJ po raz pierwszy bodajże dwa lata temu. Miałem nieskrywaną przyjemność w nich uczestniczyć, po części ze względu na nowatorski charakter tego przedmiotu, dobitnie przez wykładowców podkreślany. Negocjacje w prawie to taki ateizm w kulturze judeochrześcijańskiej. Nurt ryzykowny i niedoceniany. Pomimo faktu, że pozycja ta prezentuję się ładnie na półce, czuję  nieodparty żal w związku z jej publikacją, co więcej żywię usilne przeświadczenie, że sztuka negocjacji skatalogowana i ujęta w określone i uproszczone ramy na potrzeby wydania przestaje być sztuką a jedynie zwykłym zagadnieniem przedmiotowo egzaminacyjnym. Niezrozumiały na sam koniec wydaje się fakt, iż pomimo sarkastycznych uwag na temat niezliczonej liczby publikacji w tej dziedzinie o wątpliwym statusie i jakości dotychczas wypowiadanych przez wspomnianych wyżej autorów na zasadzie kontrastu względem autentycznej i świeżej materii przedstawianego przez nich wykładu chcąc lub nie chcąc poprzez proces publikacji dołączyli oni tym samym do "tysiąca opracowań poświęconych tym zagadnieniom".

Życie za żaluzjami

Życie za żaluzjami pozwala manipulować kapryśnym słońcem, co więcej ogranicza marazm i markotność mglistej pogody, światło nocy czyni bardziej tajemniczym, dodając poświacie księżyca dojrzałej powagi.
Wieczór tragicznie smętny i nudny, poszukiwania blind date bezowocne, brak jakiejkolwiek logicznie uzasadnionej argumentacji, ze strony pracownika krakowskiego kfc o pseudonimie "pulpet" dlaczegóż to produkty o tej samej nazwie i tej samej jakości (b-smart) w Krakowie kosztują 5,49 PLN a w pięknej Warszawie 4,99 PLN - swoją drogą dobrze, że Jarek nie wybrał się na zakupy do krakowskich fastfoodów, dopiero by się mile rozczarował, podróż nocnym w towarzystwie tańczącego na autobusowej rurze krasomówcy. Cóż rachunek zysków i strat zdecydowanie ujemny, na osłodę zanurzam się w jazz. Dobranoc.

piątek, 25 marca 2011

italiani

Ciekawe połączenie teatru z kinem. Do tego obiektyw fisheye, polecam!

zaczynamy

Zaczynamy do czegoś lekkiego.

{Pamiętam czerwoną apaszkę}


Pamiętam czerwoną apaszkę
Na łysej głowie tego Niemca
Wyraźnie widzę krater
Wypełniony górskim lodowatym śniegiem

W drodze na Apelraz
Chłopcy przeistaczają się w mężczyzn


{Na odwiedzinach w gabinecie profesora}

Na odwiedzinach w gabinecie profesora
O jedną chwilę za wcześnie by
Móc potrząsnąć ręką żywej nauki
Za późno na lot, do domu daleko
Droga zatłoczona chmurami

Tak cykl zamyka się w pełni
Wykonując obrót w przestrzeni
Mizerne przygnębienie ogarnia pokój
Gdzie od niebieskich ścian bije chłodem
Jak zwykle kiedy ziemia pełna wilgoci.

crustaceos

Czas otworzyć crustaceos, vinho verde, czyli w tłumaczeniu dosłownym wino zielone, nazwa ta odnosi się jednak raczej do młodości wina, niż do jego koloru (krwiście czerwone, zupełni i całkowicie brak jakichkolwiek zielonych odcieni ). Jest to świeże, delikatne wino, a co najśmieszniejsze oznaczone z całkowitą pewnością oszukańczo - klasyfikacją denominacao origiem controlada (zarezerwowana dla win spełniających określone wymagania zazwyczaj jakościowo reprezentujących wysoki poziom). Podejrzenie budzi przede wszystkim cena poniżej 10PLN! Za chwilę wyniki degustacji

Mistycym

Ciekaw jestem czy ktokolwiek zapytany od tak byłby w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie czym jest mistycyzm? Co to jest mistycyzm? Albo idąc dalej tym tropem na czym polega mistycyzm? Jestem w pełni świadomy, że prawdopodobieństwo zadania takiego pytania jest minimalne, może to zastanawiać biorąc pod uwagę, że słowo "mistyczny" stosowane jest na co dzień na pewno z odpowiednią częstotliwością. Wydaje się jednak zasadne by żądać od nas przynajmniej jakiejś cząstkowej świadomości i wiedzy o wyrażeniach, których używamy w mowie potocznej. Odsyłając do zwykłej definicji podręcznikowej należy stwierdzić, że Mistycyzm (z greckiego mystikos - "tajemny") to stan braku rozgraniczenia pomiędzy podmiotem doznającym i przedmiotem (bytem) doznawanym. Jednakże pragnąc czegoś głębszego w sukurs niezorientowanym pragnę przytoczyć niezwykle ciekawą definicję tego wyrażenia ujętą w sposób usystematyzowany przez Bertranda Russella. Nie jest to prosta odpowiedź na wyżej postawione pytanie, a raczej charakterystyka tego pojęcia dająca w rzeczy samej wiele do myślenia.
Najbardziej reprezentatywne werbalizacje mistyków, zakładają, że na mistycyzm składają się trzy twierdzenia
1. Wszelkie podziały i wyodrębnienia są nierzeczywiste, a świat jest jedną niepodzielną całością.
2. Zło jest złudzeniem, które powstaje w wyniku nieuprawnionego traktowania części jako bytów samoistnych.
3. Czas jest nierealny, a rzeczywistość jest wieczna nie w tym znaczeniu, że trwa zawsze, lecz w tym, że znajduję się całkiem poza czasem.
Cóż skoro brak czasu i ewidentna apatia intelektualna stanowią przeszkodę ku bardziej zaawansowanej formie twórczości, by utrzymać w sobie choć drobną cząstkę konsekwentności najbardziej racjonalnym i optymalnym rozwiązaniem wydaje się być przerzucenie punktu ciężkości owego bloga na publikacje mojej twórczości poetyckiej. Rozwiązanie takie podyktowane jest wieloma czynnikami, aczkolwiek racje utylitarne bez wątpienia wydaję się odgrywać rolę pierwszoplanową. Dla każdej początkującej lirycznie nadwrażliwej jednostki ludzkiej tworzenie poezji jest procesem długotrwałym, kapryśnym i nieregularnym, zależącym w znacznej mierze od emocjonalnego nastroju, a także od bardziej namacalnych czynników jak wiatr, słońce czy też zapach koszonej trawy (w lecie) - palonych suchych liści (podczas jesieni). Złożoność tego procesu jest tak skomplikowana, że ciężko przywołać tu jakiś w miarę spójny katalog czynników. Aczkolwiek jeśli już mowa o przyczynie sprawczej pozostajemy postawieni przed wielkim paradoksem z jednej strony nie brak racji o charakterze czysto intuicyjnym by nadać owemu procesowi "tworzenia poezji" wymiar mistyczny i duchowy, coś na kształt niepowtarzalnego przeżycia wewnętrznego, swoistego objawienia. Z drugiej strony wydaje mi się, że da się stworzyć koherentną i spójną naukowo uzasadnioną teorię statystycznie ujmującą czynniki mające wpływ na tempo i aktywność procesu twórczego, chociażby poczynając od czynników czysto społecznych związanych z okresem dzieciństwa, wychowaniem, edukacją itp kończąc na czysto psychologicznych emocjach zakochania, złości, samotności, nie wspominając już o podświadomym wpływie uprzedniej lektury poezji znanych autorów tudzież czysto materialnym efekcie upojenia alkoholowego lub narkotykowego. Wydaje się, że brak w tej kwestii jednoznacznej odpowiedzi.