Sonata
Przyszła ponownie i usiedli
Ponownie tam gdzie siedzieli
Poprzedniego dnia we wtorek
Dwa dni po niedzieli, nie byle jakiej
Zgodnie z żydowskim prawem
W ten pamiętny dzień początku
Tygodnia, gdzie poniedziałek
Jest zaledwie dniem następnym
Odwiedziły nas rdzenne ludy
Mieszkańców biblijnej Kenii,
Indii i Samarii, westchnienie
Na widok czarnych królów
Niezapowiedziana wizyta
Wniosła w nasze zmurszałe serca
Upadek cywilizacji i wybuch dzikości
Napełniła spokojem
Radosne słowo – bądź pozdrowiona
Szeptały nasze usta
W bezgłośnym podziwie
Ponad szmerem głosów
Bogate królestwa upadły
Szaty i złoto osiadły
Na dnie bezdennego morza
Przepadł tłum i boska chwała
Wydawało się, że płakała
Tamtego dnia lecz teraz
Musiało być to jedynie złudzenie
Krzesła odsunięto i zasunięto
Przy jesiennym słońcu
Wyblakłym od upływu czasu
Jej wypukłe i pełne oczy
Lśniły blaskiem bez śladu łez
Wpatrzone w jakiegoś mężczyznę
Siedzącego naprzeciw niej.
Bez zbędnych słów i niepotrzebnych gestów
Pili i jedli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz